poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dosłowność

Raz, wyjątkowo, zdarzyło mi się część praktyk odbywać nie w wakacje, a w ferie zimowe. Z koleżanką wybrałyśmy się na Diabetologię i Hipertensjologię, czyli, po ludzku, cukrzycę i nadciśnienie ;)

Oprócz doglądania naszej WŁASNEJ sali (to było coś!), oczywiście, z kontrolą ordynatora ;), odpowiadałyśmy za pomiary ciśnienia wszystkich pacjentów. Uczestnicząc zaś w obchodach poznawałyśmy też zalecenia, planowane badania itp.

Między innymi był tam Pan, który trafił na oddział z powodu zaostrzenia nadciśnienia, obrzęków nóg (takich dość potwornych), no i związanych z tym problemami z sercem. Pan dostał wieelką dawkę leków moczopędnych, co by obrzęki stracił, inne leki, no i wdrożono bilans wodny (czyli ile wypił, ile wysikał). Woda cała (herbata, zupa, owoce, itp.) dozwolona to 1 litr na dobę, furosemid w pompie i czekamy na rezultaty.

Następnego ranka Pan siedzi na łóżko i ze smakiem wcina pomarańcze. Żona przyniosła, bo dba o męża ;) Pouczeni zostali, że w pomarańczach to dużo wody jest, i że Pan przekracza limit. Czyli bilans Pan przekroczył, dostał dodatkową dawkę furosemidu i znów - czekamy na rezultaty.

A rezultatów nie ma... Doktor zaczyna rozmawiać o dodatkowych badaniach z kardiologią. Traf chciał, że innemu pacjentowi w tej sali miałam dodatkowo zmierzyć ciśnienie. Wchodzę, a Pan... wcina mandarynki. Na oko jeszcze z pół kilo mu zostało.
No przecież zabronili mu jeść pomarańcze, a witaminek jakoś sobie dostarczyć trzeba ;)

0 komentarze:

Prześlij komentarz